Lek na depresję, terapeuta, żywa maskotka czy zabawiacz publiczności – czyli czym na pewno królik lub gryzoń nigdy być nie powinien.

Ostatnio często czytamy o terapeutycznych, edukacyjnych czy rozrywkowych walorach królików i gryzoni. Przebywanie z nimi ma zapewniać relaks, edukować, leczyć depresję, wspomagać rozwój dzieci z zaburzeniami zachowania i być lekiem na wiele różnych schorzeń i problemów.

Nie negujemy pozytywnego wpływu obcowania ze zwierzętami na dobrostan człowieka. Nie mamy jednak zgody na wykorzystywanie królików i gryzoni jako zwierząt terapeutycznych albo „zabawiających klientów” kawiarni, przedszkola lub mini zoo.

Królik czy gryzoń naprawdę nie nadaje się na zwierzę użytkowe , „świadczące usługi klientom”. Nasz sprzeciw wzbudza także koncepcja obdarowywania osoby chorującej słodkim króliczkiem w celu poprawy jej samopoczucia, podobnie jak idea uczenia dziecka odpowiedzialności lub łagodzenia jego dysfunkcji poprzez powierzenie mu zwierzątka. Jeżeli ktoś nie jest w stanie zadbać należycie o samego siebie, często sam potrzebuje pomocy lub wsparcia to nie będzie w stanie samodzielnie i odpowiedzialnie zaopiekować się zwierzakiem szczególnie tak wymagającym jak królik.

Różnego rodzaju zaburzenia u dorosłych i dzieci wiążą się ze skupieniem chorego na sobie i swoich dolegliwościach. Postrzeganie i przeżywanie świata bywa mocno zawężone i czasem brakuje w nim miejsca na empatię i uważność na innych. W głębszej depresji brakuje sił do zajęcia się sobą i zaspokojenia swoich podstawowych potrzeb, nie mówiąc już o potrzebach zwierzęcia. Jest to absolutnie zrozumiałe i charakterystyczne dla wielu problemów psychicznych. Nie wynika ze złej woli chorego dorosłego , czy ze „złego wychowania” dziecka zmagającego się z problemami. Najpierw potrzebna jest możliwość wzięcia odpowiedzialności za samego siebie zanim weźmie się odpowiedzialność za bezbronną i całkowicie zależną istotę, bo taką właśnie jest królik, chomik czy świnka morska.

W naturze ofiary, z wysokim poziomem lęku, nieodporne na stres, wrażliwe i chorowite. To nie pies czy koń, które od wieków współpracują z człowiekiem. Których socjalizacja trwa od pokoleń. Które prawidłowo zaopiekowane i prowadzone autentycznie czerpią radość z kontaktów z człowiekiem i wypełniania jego poleceń. Nawet one jednak aby zostać „terapeutą” muszą zostać odpowiednio dobrane, przejść wielogodzinne szkolenia, często adaptować się do swojej roli od wieku „dziecięcego”. Nie tylko po to, aby dobrze „służyć” swoim klientom, ale także po to, aby ponosić jak najmniejsze koszty tej „służby”. Nie przypłacić jej ogromnym stresem, który przekłada się na obniżenie odporności i wynikające z tego choroby. W przypadku królika lub gryzonia o jego gotowości do służby decyduje tylko i wyłącznie jego opiekun, często „lagoterapeuta” czy „rodoterapeuta” po 5 godzinach szkolenia, bez jakiejkolwiek rzetelnej wiedzy o behawiorze królików czy gryzoni. I dla którego kompletnie nie liczy się ich dobrostan. Bo prawda jest taka, że żaden człowiek mający wiedzę z zakresu zoopsychologii, a przede wszystkim prawdziwe doświadczenie w opiece nad królikami nie użyje swojego puchatego przyjaciela do terapii dzieci z ADHD, autyzmem czy niepełnosprawnością intelektualną. Żaden świadomy opiekun będący uważny na królicze potrzeby nie powierzy też swojego malucha komuś, kto sam potrzebuje pomocy. Podobnie jak nikt świadomy ilości chorób na jakie zapadają króliki nie pozwoli obcym ludziom dotykać swoich zwierzaków, bawić się nimi i przenosić na nie bakterii, wirusów czy pasożytów.

Bardzo chcielibyśmy wierzyć, że króliczki i gryzonie uwielbiają towarzystwo grupy rozkrzyczanych dzieci albo marzą o byciu przytulanym przez obcych ludzi, ale niestety nasza wiedza dotycząca ich behawioru nam na tę wiarę nie pozwala.

Konsekwencje nieliczenia się z potrzebami zwierząt i nieznajomości specyfiki gatunku możemy obserwować u maluchów trafiających pod opiekę Okienka. Zwierzęta wykorzystywane dla ludzkiej rozrywki czy innych korzyści trafiają do nas często skrajnie straumatyzowane. Przerażone maluchy wbite w róg klatki, zesztywniałe ze strachu, zamierające w przerażeniu przy próbach nawet łagodnego dotyku. Czasem z objawami wyuczonej bezradności niesłusznie interpretowanej jako zgoda na dotykanie („zastygnę z przerażenia bo i tak nie mam gdzie i jak uciec”), a czasem agresywne lub wręcz krzyczące ze strachu. Tak, królik także może krzyczeć z przerażenia, podobnie jak chomiki, najczęstsze ofiary „uczenia dzieci odpowiedzialności”, ulubione zwierzątka „klasowe” często przekazywane z rąk do rąk albo pozostawiane bez opieki na weekendy czy święta.

Bycie zwierzątkiem w służbie człowieka kompletnie nie uwzględnia faktu, że większość puchatych maluchów boi się obcego środowiska, głośnych dźwięków, gwałtownych reakcji, szybkich ruchów a nawet samego patrzenia na nie z góry (odtwarza to sytuację polowania w naturze). Stąd tak ważne jest zapewnienie im miejsca bezpiecznego i spokojnego. Nie jest nim na pewno przedszkole, szkoła, mini zoo, gabinet terapeutyczny czy sala pełna widzów na prelekcjach, wystawach czy pokazach. „Użytkowanie” puchatych maluchów w takich miejscach nie uwzględnia też rytmu dobowego tych zwierząt – aktywnych wieczorem i rano lub tylko w nocy (jak chomiki). Nikt nie dostosowuje przecież godzin terapii, płatnych pokazów albo odwiedzin do naturalnych godzin aktywności zwierzęcia. A uwzględnienie ich w przypadku królików i gryzoni jest kolejnym ważnym czynnikiem wpływającym na ich dobrostan.

Straumatyzowane, wyrywające się, gryzące albo skrajnie przerażone lub zaniedbane zwierzątko nie tylko nikogo nie wyleczy ani nie wspomoże rozwoju dzieci, a wręcz uczy obojętności wobec potrzeb innych. Korzyści jakie mogą płynąć z wykorzystywania królików i gryzoni jako zwierząt do komercyjnego towarzystwa czy terapii są niewspółmierne do kosztów jakie ponoszą te wrażliwe stworzenia.

Żadna chwila ludzkiej przyjemności nie jest warta cierpienia niewinnych zwierzaków. A w terapii zaburzeń rozwojowych czy problemów psychicznych kluczowe są odpowiednio dobrane metody leczenia o udowodnionej skuteczności. Żaden królik nie ma mocy leczenia depresji. Podobnie jak nieznane są przypadki, w których chomik stałby się samodzielnym nauczycielem odpowiedzialności, empatii czy kontrolowania agresywnych impulsów. Pomoc bliskim czy znajomym, chęć sprawienia radości sobie lub dzieciom nie musi, a wręcz nie powinna wiązać się z cierpieniem puchatych maluchów.

Zaniedbanie, nieuwzględnianie potrzeb gatunku i narażanie na stres i choroby to także forma znęcania się nad zwierzętami. I nawet dobre intencje, takie jak chęć emocjonalnego wsparcia czy edukacji nie zmieniają tego faktu.

Czerpmy wiedzę (zarówno tę dotyczącą opieki nad zwierzętami , jak i metod terapii ludzkich problemów) z kompetentnych źródeł. Nie dajmy sobie wmawiać, że odpłatne głaskanie królika, czy świnki stanowi dla zwierzaka sens życia, a dla człowieka jest lekiem na wszystkie problemy.

Zachęcamy do zapoznania się z potrzebami poszczególnych gatunków, zapraszamy na grupę edukacyjną: Króliki, świnki, szynszyle, myszki, chomiki- edukacyjna grupa Okienka życia

Artykuł powstał we współpracy zoopsychologa i behawiorysty z psychologiem i psychoterapeutą.

Nie zgadzamy się na kopiowanie całości lub fragmentów artykułu i umieszczanie ich na obcych stronach bez naszej pisemnej zgody. Kopiowanie i przetwarzanie powyższych treści i zdjęć w całości lub części może skutkować wystąpieniem o odszkodowanie zgodnie z Ustawą o Prawie Autorskim i Prawach Pokrewnych z dnia 04 lutego 1994 r. (Dz.U.Nr.24, Poz.83, Dz.U.Nr.44. Poz. 170 z późniejszymi zmianami). Jedyną dopuszczoną formą rozpowszechnienia jest udostępnienie linku do niniejszego artykułu.